piątek, 12 września 2014

Truskawki na patyku

Czy istnieje bardziej śmieszne i szalone warzywko niż truskawkoszpinak? Żadna inna roślina nie zasługuje bardziej na miano cudów na kiju niż właśnie on. Co więcej, wcale go nie wymyśliłem, rzeczywistość jest czasem bardziej zaskakująca niż fikcja!










Komosa rózgowa (Chenopodium foliosum) naprawdę nie jest wymysłem rodem z Codex Seraphinianus czy Alicji w Krainie Czarów. Chociaż jej inna nazwa – truskawkoszpinak – może zupełnie odbierać jej wiarygodność i stawiać gdzieś pomiędzy gruszkami na wierzbie a porzeczkoagrestem, to jednak oficjalnie mogę potwierdzić już jej istnienie :) Również w języku angielskim nawiązuje się do dziwnego wyglądu komosy nazywając ją Strawberry Sticks, Strawberry Spinach, Blite Goosefoot lub Indian Ink (jako że rdzenni, północnoamerykańscy Indianie używali owoców komosy do barwienia skóry i ubrań).

Nasiona komosy są reklamowane w sprzedaży w przeróżny sposób. Najczęściej mówi się, że jest „interesująca”, „wartościowa”, „łatwa w uprawie” etc., że posłuży nam nie tylko jako roślina ozdobna ale też jako warzywo, bo owoce są soczyste i można je jeść jak truskawki. Wszystko to jest najprawdziwszą prawdą, jednak naciągniętą w szatański sposób.




Strawberry Sticks, Strawberry Spinach, Blite Goosefoot


Zacznijmy od tego, że uprawa komosy rózgowej rzeczywiście nie sprawia większych kłopotów. Można wysiewać ją najpierw do doniczek i później przepikować na zagony, lub od razu do gruntu w kwietniu-maju po ustąpieniu przymrozków. Z pewnych względów najlepszym rozwiązaniem będzie jednak uprawa w doniczkach – ale do tego jeszcze wrócimy. Młode komosy kiełkują nierównomiernie i dość niechętnie, chociaż osobiście znam większych maruderów jeśli chodzi o wschody. Na niewielkich, głęboko powcinanych listkach lubią grasować mszyce, a ich żerowanie będzie ograniczać wzrost roślin. Trzeba mieć się na baczności i potraktować komosę w odpowiednim momencie wybranym biopestycydem (będzie najlepszy, zwłaszcza jeśli chcemy później zjadać komosowe owoce i liście) albo jakąś straszną chemią, byle przegonić te uporczywe szkodniki. Komosa rózgowa nie cechuje się szczególnie bujnym wzrostem i atak mszyc może stanowić dla niej realne zagrożenie!





Liście są jadalne i wykorzystuje się je na różne sposoby, np. podobnie jak szpinak czy rukolę. Tych liści na pojedynczej roślinie jest jednak niewiele i jeśli oskubiemy je wszystkie na sałatkę, nie doczekamy się owoców. Nie są one takim znowu rarytasem, by warto było to robić. Komosowe owoce zrobią w sałatce zdecydowanie większy szał, przynajmniej swoim wyglądem.


Rośliny rozpoczynają kwitnienie szybko, już po osiągnięciu kilkunastu centymetrów i kontynuują je aż do samego końca, więc zawiązujące się owoce dojrzewają sukcesywnie. Kwitnienie samo w sobie może uciec naszej uwadze gdyż kwiaty są zielonkawe i tak niepozorne, że praktycznie niezauważalne. Rzecz jasna nie stanowią żadnej ozdoby:

Kwiaty komosy rózgowej

Szybko na całej roślinie pojawiają się twarde, morwowate owoce wielkości poziomek, dość prędko też dojrzewające. Wspomniałem, że to one mogą zrobić szał w sałatce jeśli je ładnie wyeksponujemy a wcześniej – że można je jeść jak truskawki. Owszem, wszystko to prawda. Te małe owocki wyglądają apetycznie i przyjaźnie ale powiedzieć o nich, że są smaczne będzie godną podziwu fantazją. Nie mają żadnego szczególnego aromatu, żadne wycieczki w stronę wydumanego truskawkowo-malinowo-poziomkowego posmaku nie są też uzasadnione. Samo podobieństwo w wyglądzie do tych owoców nie musi w końcu oznaczać podobieństwa w smaku! „Można jeść jak truskawki” albo „owoce podobne do truskawek” to nie to samo co „smakują jak truskawki”, nie dajcie się nabrać! W każdym owocu znajduje się sporo czarnych, twardych nasionek. Każde z nich jest otoczone czerwoną osnówką, a jedne i drugie ciasno upakowane obok siebie tworzą cały niewielki owoc. Wszystko to składa się na ostateczny efekt: te owoce są niesmaczne! Niby miękkie, ale nasiona zgrzytają w zębach jak piasek, a miękkie osnówki mają wodnisty smak. Co z nimi zatem zrobić?


Najlepiej wykorzystać je jako element dekoracyjny i kolorowy, interesujący dodatek do różnych potraw. Ostatnio jedzenie „chwastów” stało się bardzo modne zatem możliwość wykorzystania zarówno owoców jak i liści truskawkoszpinaku zapewne skusi niejednego amatora dzikiej kuchni. Poza tym po prostu fajnie mieć tak kolorowe i nieprzeciętne warzywko na warzywnej grządce. Owoce zawiązują się wcześnie (już po ok. 2-óch miesiącach od wysiewu) i długo utrzymują się na łodydze. Zanim zaczną dojrzewać papryki i pomidory, będą barwnym akcentem pomiędzy masą czerwcowej, wczesnoletniej zieleniny. Szczególnie ładnie komosa wygląda w doniczkach, gdzie można ją stosownie wyeksponować; wysiana pomiędzy tradycyjnymi warzywami szybko zginie w ich gąszczu.

Na koniec jeszcze jedna praktyczna rada: części nasion można się pozbyć intensywnie płucząc owoce w wodzie, najlepiej na sitku. Nasiona po prostu z nich wypadną, a my możemy je zebrać, wysuszyć i wysiać za rok.


To jak, ktoś chętny na truskawkowo-szpinakowe randez-vous?

9 komentarzy:

  1. Podoba mi się, ale opis nie zachęca do jedzenia...
    Pozdrawiam,
    m.

    OdpowiedzUsuń



  2. Ja mam pytanie nie w związku z tematem posta.
    kupiłam takiego kaktusa: zdjęcie z mojego bloga: http://2.bp.blogspot.com/-UNgZETzGbps/VBM1dgdcapI/AAAAAAAAKNg/qFkeiAbEvTo/s1600/kaktus%2Bwrzesien%2B2014%2Bcactaceae%2B%283%29blog%27.jpg
    i nie wiem dokładnie jak on się nazywa. Na naklejce ze sklepu było napisane tylko rodzina: cactaceae czyli kaktusowate.

    Pozdrawiam


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój kaktus to opuncja, prawdopodobnie Opuntia monacantha.

      Usuń
  3. Czyli jak powiedział kiedys bardzo mądry człowiek : jest prawda, tyż prawda i g...o prawda

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie kupiłam nasiona komosy. Dzięki za szczegółowy i szczery opis, rzeczywiście, producenci stosują niezłe wymyki, żeby zachęcić nas do kupna:) Ale, jak napisałaś - mogą być po prostu ciekawostką w naszym ogrodzie warzywnym :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ha i ja w tym roku spróbuję. A co mi tak, zawsze to ozdoba jalby co i nowe doświadczenie :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rowniez dolaczam sie do podziekowan za szczerosc. Moze opis faktycznie szczegolnie do zakupu nie zacheca, ale wole podejmowac decyzje swiadomoe, a nie uwiedziony syrenim spiewem marketingowcow.

    OdpowiedzUsuń
  7. Czy nadaje sie dla malych(2latka) dzieci? Szpinak je sie raczej po przetworzeniu a rukole swieza....czy zatem ta komose mozna zarowno na surowo jak i np duszona? Mam w ogrodku,juz nawet probowalam owoce...i jakos tak nie wiem co z nia zrobic.... i zastanawiam sie czy mozna to dac dziecku....

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...